Dialog o losie i duszy
Stanisław Vincenz (1888—1971)
LOZANNA (SZWAJCARIA)
O WYSTAWIE
Stanisław Vincenz z Michaelem Marbachem, Heiligenschwendi, 1961
Stanisław Vincenz, Adelboden, 1966
My, kaprysy, przywiane tu – nie wiemy skąd –
przed Tobą ścielimy się,
Ty, który przechadzasz się czy siedzisz,
Kimkolwiek jesteś, my także w strugach drgamy
u Twych stóp.
(Walt Whitman w przekładzie Vincenza, 1921)
W 1964 roku ze względu na pogarszający się stan zdrowia pisarza Vincenzowie przenieśli się do Lozanny. Stanisław Vincenz zmarł tam 28 stycznia 1971. Pochowano go na cmentarzu w Pully, a w 1991 r., po śmierci Ireny Vincenzowej, prochy obojga złożono na cmentarzu św. Salwatora w Krakowie.
Stanisław Vincenz, Lozanna, 1966, fot. C. Huber
Gdyby nawet jakoś okazało się, że nikt z ludzi dotąd nie był nieśmiertelny, ludzkość powinna nadal szukać nieśmiertelności, szukać sprzy-mierzeńców, może nawet wielu a jeszcze wciąż nie dość silnych, i szukać tej dłoni we wszech- świecie i ponad światem, która by ją przepro-wadziła przez tę przepaść. Tęsknota musi trwać i rozpalać się.
– Może nawet w końcu obudziłaby ze snu śmierci tych, co śpią w nim już.
(Stanisław Vincenz, Outopos, 1941)
Był wysoki, potężny, ciężki, z okrągłą głową, wielką i szeroką, oraz parą niezwykłych niebieskich oczu. Oczy te były niebieskie fizycznie, ale były niebieskie jeszcze inaczej: spojrzenie ich przychodziło skądinąd, z utraconej krainy, gdzie łobuzerski humor i tęsknota przywracają miłości świeżość i przejrzystą głębię. Chciałabym bar- dzo, żeby Bóg Ojciec był podobny do Stacha Vincenza.
(Jeanne Hersch, O Stanisławie Vincenzie, 1971; Stanisław Vincenz – jego obecność, 1992)

